wtorek, 2 października 2012

Rozdział 21

[Niall]

Nawet nie wiecie jaką ulgę poczułem kiedy usłyszałem że się zgadza. Chociaż... jesteśmy parą wydawałoby się że powinna się zgodzić. Ale nie ważne, jutro muszę zastanowić się gdzie ją zabrać. Szczęśliwy usnąłem.

*następny dzień*

Obudziłem się o 8.14. Ubrałem się, ogarnąłem włosy i ruszyłem na dół w dobrym humorze. Pewnie domyślacie się dlaczego, tak dzisiaj zabieram moją dziewczyną, jak to pięknie brzmi prawda? A więc zabieram moja dziewczynę na kolację. Jest to szczególne wydarzenie, gdyż jest to nasza pierwsza randka i chcę aby wszystko było idealnie. Z uśmiechem na ustach, wszedłem do kuchni. gdzie znajdowali się już Liam i Harry. Uśmiechnąłem się do nich i otworzyłem lodówkę, wyjąłem mleko i płatki z szafki. Po chwili już się nimi zajadałem. Wydawało mi się tutaj jakoś tak... cicho?
- Ey, czemu tu taki spokój? - zapytałem naprawdę zaniepokojony.
W tym domu nigdy, NIGDY! Nie było cicho.
- A tak jakoś. - powiedział Hazz.
- A ty? Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? - zapytał szczerząc się do mnie Liam.
- Bo dzisiaj ważny dzień... - odpowiedziałem.
- A dokładniej.... - nie odpuszczał Harry.
- A dokładniej to jajecznica ci się przypala...
- Nie dam się na to nabrać - uśmiechnął się triumfalnie.
- Hazz, on nie żartuje....
- Co?! Aaaaaa! Moje dzieło!!! - zaczął piszczeć i biegać po kuchni loczek, natomiast ja i Li, tarzaliśmy się ze śmiechu.
Natomiast z patelni zaczął wydobywać się dym.... Przestraszony Styles położył swoje "dzieło" na kafelkach i gdzieś wybiegł. Z Liam'em spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Co on odwala? - zapytałem.
- Nie mam pojęcia, ale już się boję....
Loczek wbiegł do kuchni z.... gaśnicą! Myślałem że zsikam się ze śmiechu zaczął "gasić" jajecznicę.
- Uff... udało mi się... myślałem że zginiemy!
- Harry, jak mogłyby zabić nas spalone jajka?! - zapytał Liam.
- A co jakby to były zmutowane jajka?! Takie co chcą się na nas zemścić za te lata bezkarnego zjadania ich?!
Widziałem, że Li zrobił facepalm'a.
- Chłopaki ja muszę wychodzić. Liam nie zabij Hazzy. Styles nie spal domu. - puściłem im oczko i wyszedłem z domu, w celu rozpoczęcia przygotowań do randki. Na sam początek udałem się do kwiaciarni. Pracowała tam, znajoma mojej babci. Pamiętam, że kiedy byłem mały, mieszkała wtedy jeszcze w Irlandii, często odwiedzałam moją babcię, wraz ze swoją wnuczką, tylko... jak ona miała na imię... A tak! Chyba Anna. Na myśl o wspomnieniach mimowolnie uśmiechnąłem się. Zza rogu zobaczyłem już szyld sklepu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Przemiła, staruszka, przywitała mnie uśmiechem.
- Dzień dobry pani. - uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry Niall, jejku jak ja dawno cię nie widziałam. Jak ty wyrosłeś! Dobrze, a więc czym mogę służyć?
- Chciałbym zamówić duży bukiet żółtych róż. - żółte to właśnie takie najbardziej lubi.
- Ooo! Czyżby dla dziewczyny? - zapytała staruszka na co ja się zarumieniłem.
- Tak to dla mojej dziewczyny.
- Dobrze, możesz odebrać kiedy chcesz.
- Dziękuję pani, do widzenia! - powiedziałem idąc w stronę drzwi.
- Nie ma za co, tylko mam nadzieję że mi ją kiedyś przedstawisz...
- Oczywiście! Jeszcze raz dziękuję!
Moim następnym celem była... IKEA!!! Otóż, nie nie chcę kupić jej talerzy.... Potrzebuję latarni...

* 2 godziny później *

Wszystko, przygotowane jest... 18.30. Wracam do domu aby przebrać się. Założyłem to. Wziąłem kluczyki do samochodu i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Chłopaki wychodzę! - krzyknąłem na odchodne.
Wsiadłem do auta i pokierowałem się w stronę kwiaciarni. Jechałem, przez uliczki, Londynu, patrząc jak ludzie się śpieszą na jakieś ważne spotkania, lub cieszą się że mogą wrócić do domu po skończonej pracy i spędzić czas ze swoją rodziną. Chciałbym tak... Właściwie już od jakiegoś czasu myślę nad wyjazdem do Irlandii, nie na zawsze, ale tak po prostu ich odwiedzić. Może zabiorę, razem ze mną Alice. Czy to nie za wcześnie? Jeszcze nad tym pomyślę... Wysiadłem z samochodu i udałem się w stronę wejścia do sklepu z kwiatami. Za ladą stała jakaś młoda dziewczyna na oko w moim wieku, to dziwne bo spodziewałem się tutaj staruszki.
- Dzień dobry! - powiedziałem z uśmiechem na ustach.
- Dzień do.... Niall?!
- Tak.... Autograf, zdjęcie czy może oba? - zapytałem miło, lecz tak naprawdę byłem zirytowany tym że nawet teraz spotkałem jakąś fankę.
Tak kochamy swoich fanów, ale czasami mamy tego dość! Bo ile można uśmiechać się do zdjęcia, lub podpisywać płyty, nawet nie wiecie jak potem cholernie boli ręka...
- Nie to ja! Anna! Pamiętasz mnie jeszcze? - zapytała uśmiechnięta.
- Anna! Boże jak ty się zmieniłaś! - dopiero teraz rozpoznałem w tej dziewczynie moją starą przyjaciółkę.
- Ty również! W jakim celu tutaj przyszedłeś? - zapytała wciąż uśmiechnięta.
- Przyszedłem odebrać bukiet żółtych róż, który wcześniej zamówiłem.
- Och... Okey już przyniosę - zauważyłem, że Anne sztucznie się uśmiechnęła - proszę bardzo. - podała mi bukiet.
- Dzięki - zapłaciłem i wyszedłem.
Po chwili już znajdowałem się pod domem Alice. Lekko zdenerwowany podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek.
- Cześć, Al - powiedziałem, ale od razu zamilkłem, wyglądała niesamowicie...


---------------------------------------------------------------------------------

Mamy 21 rozdział. A więc tak:
1. szósty followersie dziękuję nawet nie wyobrażasz sobie jaki zaciesz miałam na twarzy jak się o tobie dowiedziałam.
2. @One Direction nie napisze na gg bo nie mam xD ale jak chcesz to tu masz mojego tt i może napisać na priv: TU
3. Oczywiście jak zwykle 5 kom = następny rozdział, ale jeśli moglibyście napisać co wam się podoba lub nie podoba to również byłabym wdzięczna.

Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze tylko dla was piszę jeszcze to opowiadanie, bo mam coraz mniej czasu i nawet nie poprawiam rozdziałów, ani nie wstawiam w wielu miejscach przecinków, bardzo was za to przepraszam, ale jak mam nadzieję wiecie, dla was zawsze znajdę czas :* LOVE U ALL <3

Alice xxx


2 komentarze:

  1. omomom :3 zjebisty, tylko urwał się w takim momencie :( pospiesz się z następnym <3

    OdpowiedzUsuń